KULIGIEM PRZEZ RDZAWĘ

Kuligiem przez Rdzawę.Kuligiem przez Rdzawę.

    Para koni ciągnących duże, ozdobne sanie, do których przyczepiono kilkanaście małych sanek i kuligowy zaprzęg gotowy do jazdy. Na sankach szkolna młodzież z Gimnazjum w Łapanowie, na dużych saniach panie wychowawczynie i towarzyszący im dyrektor szkoły. Właściciel koni i całego zaprzęgu pan Stefan Jaskułowski głośną komendą "wio" zaczął 19 stycznia 2009 r. przejażdżkę po Rdzawie.
     Prawie dwie godziny jazdy zaśnieżonymi drogami gminnymi i leśnym duktem zarówno po płaskim terenie, jak i ostro pod górkę, a potem w dół. Potem ognisko i ciepła herbata, a dla chętnych także jazda w siodle. Kilka atrakcji za jednym razem. To znakomita zabawa na świeżym powietrzu, którą możliwa jest w tym roku, dzięki sprzyjającym warunkom śniegowym i pogodowym. Rdzawa ze względu na swoją bazę (noclegi z całodziennym wyżywieniem w "Zajeździe pod Dębem") i ukształtowanie terenu jest znakomitym miejsce na taki właśnie wypoczynek.

     

Kuligiem przez Rdzawę. Kuligiem przez Rdzawę.
Kuligiem przez Rdzawę. Kuligiem przez Rdzawę.
Kuligiem przez Rdzawę. Kuligiem przez Rdzawę.
Kuligiem przez Rdzawę. Kuligiem przez Rdzawę.
Kuligiem przez Rdzawę.

    W kuligu przez Rdzawę wzięła w tym dniu udział klasa III B Publicznego Gimnazjum w Łapanowie im. Janusza Kuliga z wychowawczynią - panią Jadwigą Babral. Uzgodnili to ze mną i wybraliśmy się do Rdzawy. Pogoda dopisała, humory też, więc mogliśmy znakomicie się zrelaksować - powiedział w krótkiej przerwie na odpoczynek dyrektor placówki - pan Janusz Zając.
   Młodzieży towarzyszy wychowawczyni. Opowiada, że planowali sobie już taki kulig urządzić w ubiegłym roku, ale wtedy się nie udało. Teraz warunki są dobre więc jedziemy. - Oprócz samej przejażdżki będziemy jeszcze dziś mieć ognisko z kiełbaskami   i jazdę w siodle. Myślę, że to pożyteczne spędzenie czasu - mówi wychowawczyni.
    Kuligi były bardzo popularne od XVII wieku i była to ulubiona forma szlacheckich uciech. Staroszlachecki kulig był zabawą, która niejednego biedniejszego pana brata mogła puścić z torbami. W czasach stanisławowskich powiadano, że kulig "jeszcze od Popiela - ma cel zalać każdemu gardziela". Bo też pito bez umiaru, obżerano się nieprzystojnie, a hulanki trwały do rana. Początkiem kuligu było skrzyknięcie się paru sąsiadów. Pakował jeden z drugim na sanie małżonki i całą rodziną i ruszano objeżdżać sąsiadów. Były to wizyty niezapowiedziane i wielce wyczerpujące odwiedzanych, ale biada takiemu, który źle przyjął i poskąpił gościom! Ksiądz Kitowicz, baczny obserwator czasów saskich, któremu zawdzięczamy opisy ówczesnego życia, zanotował: "Gdy już wyżarli i wypili wszystko co było, brali owego nieboraka z sobą, z całą jego familią i ciągnęli do innego sąsiada, któremu podobneż pustki zrobiwszy, ciągnęli dalej aż póki w kolej do tych, którzy zaczęli kulig, nie doszli".
     Do kuligów przebierali się ludzie, przebierano też konie. Czasem nakładano im pióropusze albo farbowano na różne kolory ich grzywy. Zaprzęgi bywały trzy-, cztero- lub sześciokonne. Za najbardziej klasyczną uważano "szpicę", to jest cztery konie idące jeden za drugim. Zachował się opis bodajże najsłynniejszego kuligu w naszej historii. 20 stycznia 1695 r. kawalkada złożona z jazdy tatarskiej, stu sań wyłożonych futrami soboli, niedźwiedzi i lampartów, dziesięcioma kapelami /włącznie z cymbalistami żydowskimi/ oraz oddziałem dragonów zajeżdżała do pałaców Radziwiłłów, Potockich, Sapiehów i Lubomirskich, by wspólnie już odwiedzić w Wilanowie króla Jana III i Marysieńkę.
    Tak było kiedyś. Dziś, jeśli w ogóle doczekamy śniegu, musimy, bagatelka, znaleźć sanie i konia, o co wcale nie jest tak łatwo. Częsty obrazek współczesny to saneczki na lince za rzucającą spalinami rurą wydechową samochodu lub traktora.
    W Rdzawie było bardziej tradycyjnie i może być nadal, o ile pogoda na to pozwoli. Sprzęt jest !!

Kuligiem przez Rdzawę.
Kuligiem przez Rdzawę.

 wstecz.