|
Jak to
z było z kościołem w Trzcianie ?
W Trzcianie nie było
kościoła i wierni musieli bardzo daleko wędrować, by raz na jakiś czas i to tylko
wiosną lub latem odwiedzić Pański Przybytek znajdujący się aż w Niegowici. Dlatego
też postanowili wspólnymi siłami wznieść Dom Boży. Wybrali zatem miejsce pod
planowaną inwestycję, którą miała stanąć na wzgórzu Sepne. Doszli bowiem do
wniosku, że taki obiekt musi mieć odpowiednią lokalizację i być widocznym z daleka.
Wolno, ale systematycznie gromadzili materiał i cieszyli się,
że jest go coraz więcej. Starannie poukładany i zabezpieczony przed zniszczeniem
budulec czekał na swój wielki dzień - wmurowanie w ścianę obiektu. Wreszcie było go
już wystarczająco dużo. Pozostało tylko wyszukać odpowiednich majstrów - mistrzów w
swoim zawodzie. Wtedy jednak zaczęło dziać się coś niedobrego. Z dnia na dzień
budulca było coraz mniej. Podejrzewano, że znalazł się jakiś podstępny złodziej,
który kradnie z takim trudem zdobyty materiał. Powołano zatem straż nocną mającą
schwytać tego niegodnego człowieka. Mężczyźni uzbrojeni w długie kije całą noc
chodzili po przyszłym placu budowy, a rano materiału było znów mniej.
Dziwna rzecz - nie było też żadnych śladów wskazujących na
to, że materiał został wywieziony. Ubyło go tak dużo, że nie sposób było
uwierzyć, że ktoś wyniósł go w rękach. Rozpoczęto poszukiwania w całej osadzie i
znaleziono budulec na miejscu, w którym obecnie jest kościół. Przewieziono go z
powrotem na Sepne, lecz znów zaczął znikać. Jakaś nieznana siła przenosiła go w
ciągu jednej nocy. Po kilkunastu próbach mieszkańcy doszli do wniosku, że widać sam
Bóg tak chce, by kościół był w innym miejscu niż oni postanowili i pogodzili się z
tym.
Wybudowano świątynię i cieszono się z dokonanego
dzieła. Wnet też nową parafią zaczął się opiekować zakon kanoników regularnych.
[fragm.] |
|