W zamierzchłych czasach nie było w Polsce żadnych utwardzonych dróg tak
zwanych "bitych" czyli układanych ręką człowieka. To dopiero wiek XVI i
dalsze przyniosły poprawę w tym zakresie. Przez nasza ojczyznę prowadziły natomiast
szlaki handlowe, którymi podążali kupcy znad Morza Czarnego, a nawet z Azji nad
Bałtyk. Zatrzymywali się oni w większych miastach mających prawo składu, rozkładali
swoje towary, sprzedawali je, kupowali inne i podążali w stronę morza, by nabyć tam
bursztyn czyli jantar. Z pięknych połyskujących złotem lub barwą przypominających
stary miód kruchów jantaru wyrabiano ozdoby noszone chętnie przez kobiety Wschodu.
Karawany kupieckie przemierzające szlaki były często
narażone na napady rycerzy - rabusiów lub różnych łotrzyków, którzy chcieli się
wzbogacić na cudzej krzywdzie. Toteż kolejni książęta i królowie starali się
zapewnić bezpieczeństwo kupcom, co niestety nie zawsze się udawało. Ogromne
niebezpieczeństwo, gdy nasz kraj był podzielony i rządzony przez wielu nie zawsze
odpowiedzialnych władców.
Szczególnie tragicznym był wiek XIII, kiedy to na Polskę
raz po raz napadała orda tatarska paląc, rabując i mordując ludność. Wtedy to
senioralną dzielnicą krakowską i rodową sandomierską rządził książę Bolesław
Wstydliwy wraz z księżną Kingą córką króla węgierskiego Beli IV i Marii
cesarzówny bizantyjskiej. Pewnego razu księżna Kinga wracała z odwiedzin rodziców z
węgierskiej ziemi. Zmęczona była ogromnie, bo podróż trwała długo, a upalne lato
dawało się we znaki ludziom i zwierzętom. Wreszcie koniec wojażu był już bliski, bo
książęca świta zbliżała się do Kierlikówki, gdzie miano się zatrzymać w
zajeździe, posilić, odpocząć, a stamtąd już bez postoju pospieszyć do królewskiego
miasta Krakowa.
W owym czasie przez Kierlikówkę przebiegał ważny szlak
handlowy z południa Europy, a zwłaszcza z Węgier i Czech do Krakowa, Sandomierza,
Wrocławia i dalej na północ. Dostojną świtę przyjęto w zajeździe bardzo
gościnnie. O takich gościach można było tylko marzyć, a kiedy się już czarowny sen
ziścił, opowiadano o nim przez wiele, wiele, lat. Nic zatem dziwnego, że od tego
wydarzenia miejscowość, w której zatrzymała się w zajeździe księżna Kinga nazywano
Ujazdem i taką nazwę nosi do dzisiejszego dnia.
Koło zajazdu rosły przepiękne stare dęby. Szkoda, że
dzisiaj już ich nie ma, bo jak wieść niesie były okazałe, rozłożyste, dorodne i
dawały dużo cienia. Pozostała po nich jedynie nazwa przysiółka - Dębina. Wówczas
jednak dęby zdobiły zajazd. Kiedy zacni goście posilili się i poszli na spoczynek,
księżna wyszła na przechadzkę. Spacerowała wśród dębowych olbrzymów i podziwiała
piękny krajobraz.
Jakżeż tu było uroczo, niecodziennie i tyle zieleni.
Teren to wznosił się, to opadał i wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie ten dokuczliwy
żar powodujący zupełny bezruch w przyrodzie. Wydawało się, że nawet liście drzew
mdleją od upału. Księżna przypomniała sobie, że właściciel zajazdu skarżył się,
iż od dłuższego czasu brakuje wody. Nie ma jej dla ludzi, nie ma dla zwierząt. Cóż
robić - susza. Kinga zamyśliła się i w tej chwili poczuła także pragnienie, ale nie
miała odwagi, by wrócić i poprosić o kubek wody. Oddano by jej na pewno nawet ostatni
kubek płynu, bo księżnej się nie odmawia, ale tego właśnie nie chciała. Usiadła
zmęczona upałem pod jednym z dębów i rozmyślając położyła rękę na ziemi. Nagle
poczuła wilgoć. Zdziwiona zobaczyła, że obok miejsca gdzie siedziała, wytrysło
źródełko z krystalicznie czystą wodą. Po odpoczynku książęca świta pojechała w
dalszą drogę. Karczmarz i jego służba długo jeszcze patrzyli za odjeżdżającymi. W
pewnej chwili jeden z parobczaków odwrócił się i zobaczył źródło Na jego głośny
okrzyk przybiegli wszyscy. - Cud, cud - wołali jeden przez drugiego. To księżna
zostawiła nam taki upominek! Mamy wodę, prawdziwą, zimną wodę. Zaczęli czerpać
drogocenny płyn i napełniać nim wszelkie dostępne naczynia. Wody jednak nie ubywało.
Byli uratowani. Od tego czasu minęło ponad 750 lat. Nie ma już dębów, nie ma zajazdu,
jest natomiast malownicza miejscowość Ujazd, przysiółek Dębina i "źródełko
księżnej Kingi", które według wierzeń ludzi ma właściwości lecznicze,
"cudowne". Nie brakuje w nim wody nawet w czasie największej posuchy.
Wielu mieszkańców wierzy, że woda z tego źródełka
pomaga zwalczyć różne schorzenia. Przychodzą zabierają ją do domów, obmywają chore
miejsca i piją, gdy dolega im jakaś wewnętrzna choroba. By doświadczyć jej leczniczej
mocy, trzeba modlić się i prosić o pomoc błogosławioną* Kingę, która wkrótce
będzie kanonizowana. Przychodzący po wodę zatrzymują się przy kapliczce zacnej
księżnej, by złożyć jej należną cześć. Szczególnie wiele osób przychodzi w
dzień jej imienin 24 lipca. Głęboka wiara i czyste serce potrafią przywrócić
zdrowie.
* - 16 czerwca 1999 roku księżna
Kinga została przez papieża Jana Pawła II kanonizowana i wpisana w poczet świętych. |