|

|
Wichraz to najdalej na północny zachód wysunięta część gminy
Trzciana - to pogranicze Leszczyny, Trzciany i Cichawki. Teren jest gesto
porośnięty lasem mieszanym. Właśnie wśród tych lasów, około 0,5 km na zachód od
kościółka w Cichawce, leży ukryty wśród drzew sporej wielkości kamienny ostaniec.
Aby do niego dotrzeć, należy przy sklepie w Leszczynie "Na Dziołach"
skręcić w asfaltową (początkowo) drogę, prowadzącą w głąb tego przysiółka. Po
półgodzinnym marszu leśną drogą dotrzemy do celu.
To z tym kamieniem związana jest legenda
"Biała Pani nad Trzcianą", zapisana w książce Zofii Wiśniewskiej pt.
"Baśnie i legendy znad Sanki". |

|
|
|
|
Biała Pani nad Trzcianą
Podczas potopu
szwedzkiego zostały w Trzcianie doszczętnie spalone zabudowania klasztorne i kościelne
należące do zakonu kanoników regularnych. Kiedy nawała nieprzyjacielska przemieściła
się w inne tereny naszego kraju i widać już było, że jej potęga zmalała, a butny
wróg będzie musiał wracać, skąd przyszedł, miejscowa ludność postanowiła mimo
powojennej biedy, przystąpić do wzniesienia własnym. wysiłkiem zniszczonych obiektów
sakralnych.
Początkowy projekt budowy kościoła na wzgórzu Sepne upadł i powrócono
do pierwotnej koncepcji wzniesienia gmachu na dawnym miejscu. Każdy z mieszkańców
przeznaczał na zbożny cel to, co posiadał. Jeśli nic nie miał, to ofiarował
przynajmniej robociznę. Przy tak wielkiej ochocie obiekt szybko wzrastał. Dopiero robiono
fundamenty, a tu już mury gotowe i dach trzeba zakładać.
Ten pośpiech i ludzki zapał nie był w smak czarnym mocom piekieł, które
postanowiły wszystko zrobić, by przeszkodzić w dokończeniu dzieła.
Gdy już wszystko było gotowe i na drugi dzień miała się odbyć
uroczystość poświęcenia kościoła, wyznaczony przez Lucyfera bies miał tak
pokierować sprawami, aby do tej wiekopomnej chwili nie dopuścić. Usiadł Kusy na
wzgórku po drugiej stronie świątyni i zaczął rozmyślać, co by tu takiego zrobić,
by szybko i skutecznie zniszczyć pracę ziemskich istot.
W tym rozmyślaniu przeszkadzali mu ludzie, którzy jak mrówki
kręcili się koło kościoła, a to porządkując otoczenie, to znów dekorując piękne
wejście i wnętrze świerkowymi wieńcami. Wreszcie podskoczył z radości. Już
widział, co ma zrobić. Wzbił się w powietrze i zaczął poszukiwać ogromnego głazu,
którym chciał zburzyć wspaniałą budowlę. Długo latał nad polami i lasami, lecz nic
nie znalazł odpowiedniego. Wreszcie zobaczył potężny kamień w kopalińskim lesie.
Usiadł na nim i czekał nocy, bo nie chciał, by ktokolwiek zobaczył go w powietrzu z
takim ładunkiem. Nocą, gdy już wszyscy spali, pochwycił głaz w diabelskie szpony i z
trudem uniósł do góry. Starannie omijał wioski i leciał nad lasami, choć w ten
sposób nadkładał drogi.
Właśnie mijał las na Wichrazu i był już o przysłowiowy krok od
klasztoru w Trzcianie, gdy ukazała mu się przepiękna Biała Pani. W promienistej
aureoli, w długich, białych, powiewnych szatach uniosła się nad zabudowaniami
sakralnymi otulając je szalem jakby jakaś strażniczka. W pewnej chwili podniosła
złożone ręce do nieba. Przerażony niespodziewanym spotkaniem czart wypuścił ze
szponów kamiennego olbrzyma. Głaz spadając ze znacznej wysokości zarył się w ziemię
i leży tam. w lesie na Wichrazu aż do dzisiejszego dnia przypominając to wydarzenie
prawie sprzed 4 wieków, a wzniesiona wówczas świątynia służy wiernym do chwili
obecnej. |
|