 |
Joanna Pietroń, z domu Kłósek, urodziła się 22 kwietnia 1928
roku w Trzcianie. Jej rodzice to Apolonia i Józef Kłóskowie. Prowadzili razem
dwuhektarowe gospodarstwo. Ojciec dorabiał przez pewien czas pracą dróżnika w
sąsiednim Łapanowie, matka zaś krawiectwem. Mieli dwójkę dzieci. Syna, który zmarł
w wieku zaledwie 12 lat i właśnie Joannę.
Gdy Joasia chodziła do piątej klasy Szkoły Ludowej w
Trzcianie wybuchła wojna. Klasę pierwszą gimnazjalną skończyła na tajnych kompletach
w domu Jana Ryby w Trzcianie. Po zakończeniu wojny skończyła Gimnazjum, a następnie
Liceum Ogólnokształcące w Bochni. Po maturze zaczęła pracować jako referentka w
Fabryce Guzików w Krakowie, kończąc jednocześnie kurs administracyjno - handlowy. Tak
było do roku 1952. Wtedy wyszła za mąż za Stefana Pietronia, rodaka ze Trzciany.
|
|
Odmieniło się jej życie. Zaczęła się
praca w gospodarstwie i wychowywanie dzieci. Urodziła ich aż siedmioro. Jednocześnie
opiekowała się będącymi już w podeszłym wieku rodzicami. Pomagała swoim dzieciom
budować domy. Z wielkim zamiłowaniem wraz z mężem tańczyła i śpiewała w
prowadzonym przez Andrzeja Lisa trzciańskim zespole pieśni i tańca.
 |
 |
|
|
Tymczasem dzieci dorastały i odchodziły z domu. Pisała do nich listy. Tak też było z
listem do córki Anny. Akurat były imieniny i trzeba było napisać życzenia.
Postanowiła napisać je wierszem. W takich właśnie okolicznościach powstał jej
pierwszy wiersz. Jako, że różnych okazji (imieniny, któreś tam urodziny) przybywało,
a układanie wierszy nie sprawiało jej trudności, wierszy przybywało. Nie
przywiązywała wielkiej wagi do tych wierszy i dlatego wiele z nich przepadło. Tak na
poważnie, to pierwszy wiersz napisała jakieś 3 lata temu. Wtedy miała już więcej
czasu, by pozbierać myśli. O ile dobrze pamięta, pierwszym był wiersz "Cicha
modlitwa serca". Od tego czasu siada za stołem, zbiera myśli, a potem przelewa je
na kartkę papieru. Największą grupę utworów stanowią wiersze okolicznościowe
przeznaczone dla członków rodziny, jak np. napisany na 18 urodziny bliźniaków Jacka i
Moniki. Ale napisała też kilka wierszy, których do tej grupy nie można zaliczyć. Są
to wiersze o rodzinnej Trzcianie, o przyrodzie, refleksyjne wiersze satyryczne, a także
religijne.
- Uważam, że każdy rodzi się poetą, choć nie
każdy wiersze pisze. Trzeba czasem takiego trafu okoliczności jaki ja spotkałam.
Siadłam do napisania listu do córki ... i tak się zaczęło. Wierszy nie piszę po to,
by publikować. Nigdy na żadnym poecie się nie wzorowałam. Moje wiersze to po prostu
zapis przemyśleń, moich myśli. Czasem powstają na prośbę wnucząt. Zawsze mają w
sobie dużo uczucia, bo tak powinno być z wierszami - mówi autorka. |
Pierwszą osobą, które czytał jej wiersze był - do czasu swojej śmierci - mąż
Stefan, przez sąsiadów i przyjaciół nazywany Stanisławem. Cierpliwie słuchał,
czasem proponował coś zmienić. Tak uskładało się kilkanaście wierszy, moim zdaniem,
wartych publikacji. Jeszcze niewiele osób w Trzcianie wie, że ich sąsiadka i rodaczka
otrzymała od Boga poetycki talent, który tak późno dane jej jest szlifować. Teraz
jest okazja, by go poznać.
Dotychczas ukazało się dwa tomiki jej wierszy, oba wydane własnym
sumptem. Pierwszy nosił tytuł "Mój dom", drugi wydany w 2002 roku
"Jestem i będę". Udało się więc uchronić te wiersze od zapomnienia, a
czytelnikom dostarczyć wiele wzruszeń. - Mam nadzieję, że Bóg, któremu tak wiele
wierszy poświęciłam, i który bez wątpienia upodobał sobie poetów, bo Karola
Wojtyłę - Jana Pawła II - papieża - poetę, na apostolski tron powołał, pozwoli mi
stworzyć jeszcze wiele wierszy - mówi artystka i pisze w swoim domu w Trzcianie kolejne
wiersze. Niebawem ma ukazać się, przy współpracy z trzciańskim gimnazjum, w którym
poetka często gości, kolejny jej autorski tomik. |

|
|
|
|
|
|
WIERSZE JOANNY PIETROŃ |
WIGILIA
Za oknem białe płatki śniegu padają
I śniegowym puchem ziemię pokrywają.
Jak miło patrzeć kiedy piękne,
Różnorodne płatki śniegu lecą
A w blasku słońca jak srebrne gwiazdeczki świecą.
W tym romantycznym dla nas okresie
Przychodzi na świat Boże Dziecię,
Którą to rocznicę co rok obchodzimy
I do radości swe serca budzimy.
I choć na polu jest trochę zimno,
Lecz w naszym domku ciepło i miło
I chociaż żmudnej pracy dużo dziś było.
Wszyscy przy kuchni teraz się krzątają
Bo sutą wieczerzę przygotować mają.
Boża Wigilia - to obyczaj wspaniały,
Pełen radości o bożej chwały.
Jak mamy Ci dziękować Boże
Za tak wielką miłość Twą,
Że tu razem dziś będziemy
Spożywać wieczerzę swą.
To jest nasze wielkie święto.
Boże Dziecię się zrodziło,
By nam dziś pociechą było,
Potem wolę Twą spełniło.
Piękną choinkę dziś ubierzemy
I w Boże Narodzenie cieszyć się będziemy,
Bo się narodził Zbawiciel,
Dusz ludzkich Odkupiciel - Gloria, Gloria !
A teraz za dużym stołem z rodziną zasiadamy,
Którego wcześniej białym obrusem równo okrywamy.
Na środku opłatek na sianku złożony
Do wspólnego łamania jest on przeznaczony.
Jak tradycja głosi jest on tu niezbędny,
Bo chleb najbardziej jest w życiu potrzebny.
I mała świeczka - symbol Chrystusa, światła i miłości,
I pusty talerz przeznaczony dla nieobecnych gości.
Gdy pierwsza gwiazdka na niebie zaświeci
Do wieczerzy zapraszamy wszystkie nasze dzieci.
Z obecnymi teraz gościć się będziemy,
A których brakuje sercem ogarniemy.
Tatuś - głowa rodziny - bacznie obserwuje
Czy przy stole wigilijnym kogoś nie brakuje.
Krótka modlitwę z powagą odmawiamy
I wspólnie przy stole wszyscy zasiadamy.
Już pierwsze talerze na stole córki rozkładają
I smaczny żurek z grzybkami na początek dają.
Potem jaś - fasolka - z czerwonym barszczykiem
I różki z kapustą podane z szykiem.
Pierożki z serkiem tez się pojawiły
Razem z kompocikiem, by smaczniejsze były.
Nawet chleb powszedni jest tu pokrajany,
Pyszną pasta z łososia jest posmarowany.
Jednak wszyscy nadal kuchnię obserwują,
Kiedy wreszcie ryby nam tu zaserwują ?
I nagle się zjawia w swej okazałości,
Wszyscy się cieszą, bo już jest bez ości.
Z ziemniakami i surówką z kapusty jest dzisiaj podana,
I smacznymi jarzynami na talerzu przybrana.
A kiedy tych dwanaście potraw spożyjemy,
Pod choinką usiądziemy
I na cześć Bożej dzieciny kolędować będziemy.
Potem wspólny pacierz razem odmówimy
I tym białym opłatkiem się podzielimy,
Życząc sobie wzajemnie wszystkiego dobrego,
A przede wszystkim Błogosławieństwa Bożego.
Niech wszystkie marzenia nasze się spełniają,
A przykre troski niech omijają,
Abyśmy szczęśliwie ten rok przetrwali
I w przyszłą wigilię znowu się spotkali.
Zdrowia, miłości i samych słodyczy
Jeden drugiemu dziś serdecznie życzy.
Echo Wigilii już teraz przebrzmiało
A nam wspomnienie w sercu pozostało.
|
MÓJ
DOM
Tuż za potokiem, na skraju wioski Trzciany
Stoi mój dom ukochany, w 1970 wybudowany.
Ma cztery pokoje oraz dwa balkony
I pięć dużych okien w cztery świata strony.
Na strychu jest pokoik mego wyciszenia,
Tu wracają myśli, przeróżne wspomnienia.
Te smutne, wesołe i błogie,
Ale zawsze memu sercu drogie.
Było tu czasami radości niemało,
Bo cztery rodziny w tym domu mieszkało.
Tu się odbywały różne uroczystości,
Tu nasze dzieci i wnuki wyrosły.
Teraz ta gromadka z domu już odeszła,
A nasza synowa gospodarzyć przyszła.
Zagrodę naszą córki ozdobiły,
Bo tuż obok nas swoje domy postawiły.
Blisko domu prowadzi szosa, więc dojazd wygodny.
Niżej płynie rzeka, wjazd do niej dogodny.
W tej rzece poją się konie, krowy, kaczki,
W lecie kąpią się tu z tej wioski dzieciaczki.
A za stodołą, opodal drogi sąsiadów
Rosną stare wierzby i lipy -
To żywe pomniki naszych pradziadów.
Za domem prowadzi droga wzdłuż pola,
Gdzie jest uprawiana nasza rola.
Kwitną tu jabłonie, czereśnie i śliwy.
To jest nasz krajobraz - bardzo urodziwy.
Rosną tu jarzyny, buraki, kapusta,
Różnorakie zboża i trawa soczysta.
A po lewej stronie - dokąd sięgnąć okiem
Rosną sobie drzewa nad małym potokiem.
Jak tu było pięknie kiedyś dawniej, w maju,
Kiedy potok zazieleniał i było jak w gaju.
Rosły tu czernice, korczyna, leszczyna,
Miała tu schronienie przeróżna zwierzyna.
Żyły tu sarenki, zające, wiewiórki,
Bażanty i przeróżne ptaszki,
Które urządzały swobodne igraszki.
Ja ich obrzucałam ziarnem i chlebem,
One umilały nam życie swym śpiewem.
Zawsze wczesnym rankiem okna otwierałam
I pięknego śpiewu słowików słuchałam.
W płynącej wodzie żabki rechotały,
A nad nimi świętojańskie robaczki migały.
Lecz gdy się zjawiła motorowa piła
Ten potoczek miły bardzo wyniszczyła.
Mysliwi co rok tutaj przychodzili
I leśną zwierzynę mocno przetrzebili.
I choć ten potoczek swój urok utracił,
Lecz mą wyobraźnię bardzo ubogacił.
Chociaż słowiki nie śpiewają, robaczek nie świeci,
Lecz wszystko to zostanie na zawsze w pamięci.
Czasami tu jeszcze kukułka zakuka,
Która cudzego gniazdka dla swych dzieci szuka.
Wysoko na drzewach wrony gniazda budują
I tam swoje pisklęta starannie piastują.
Teraz ten potoczek znowu ozdobiony,
Bo młodymi drzewkami jest już obsadzony.
Dzisiaj o niego właściciel dba,
Ale on zawsze swój urok ma.
I chociaż z czasem oblicze swe zmienia,
Lecz pozostawia dawne wspomnienia.
Kto szum potoku dzisiaj zrozumie
Na wiele pytań odpowiedzieć umie.
On kryje w sobie różne tajemnice
I w maleńkim grobie zamknął czyjeś życie.
I tylko palone świece o tym wspominają,
Że tragicznie zmarli tu spoczywają.
Wszystko to razem jedno przypomina:
Tu się wychowała ma liczna rodzina.
tu wszystko słucha serca mego bicia,
A ja to kocham do końca życia
I zawsze przyjaźnie spoglądam swym okiem
Na tych co mieszkają tu, nad potokiem.
|
|
NA DZIEŃ DOBRY
Przynieś mi uśmiech już zaraz z rana,
Bo to jest milsze od śniadania.
Powiedz mi słowo, które rozśmieszy
I dobrą nowinę, która pocieszy.
Przynieś mi dobro
Rozsiane wśród ludzi i przyrody
Szczere, prawdziwe i czyste
Jak kryształ czystej wody.
Przynieś mi radość dziecinną
Taką najszczerszą, niewinną,
Radość ptaszyny wiosennej
Wciąż stałej i niezmiennej.
Przynieś mi miłość głęboką, gorącą,
Nie tą z ekranów fałszywą, gorszącą,
Taką, by mogła rozgrzać świat cały,
By żył szczęśliwie człek duży i mały.
Umocnij wiarę silną, niezłomną,
Która przebije przestrzeń bezdenną,
Która oświeci każdego z nas
I niech ogarnie cały ten świat.
O daj mi mądrość, tę tajemniczą,
Niech ona będzie żywą obietnicą,
Może rozjaśni wszystkie tajemnice
I da mi poznać Twoje Oblicze.
Obudź nadzieję, która nie gaśnie,
Niech ma ją każdy, nim jeszcze zaśnie,
A jeśli możesz, odpowiedz mi,
Gdzie leży kluczyk do szczęścia drzwi.
|
CHLEB
POWSZEDNI
Jaki hymn tobie wyśpiewać,
Jaki hołd ci złożyć,
Aby godnie można było
Ciebie chlebku spożyć.
Jeżeli spojrzymy na tę kromkę chleba,
To nie myślimy, ile trudu trzeba,
I jaka jego droga zawiła,
Aby ta kromka na stole się zjawiła.
Jaka w jego smaku mieści się potęga,
Że małe dziecko już po chlebek sięga.
Trzeba ziemię zaorać, posiać zboże,
Zadbać, by wyrosło,
Skosić, wysuszyć, wymłócić,
By do młyna poszło.
Tam ziarno na mąkę się przetworzy,
Z której piekarz w piekarni
Smaczny chleb utworzy.
Upiecze i w koszach ułoży.
A on w sklepach wczesnym rankiem
Już na półkach leży.
Idzie klient do sklepu, w kolejce stanie
I przynosi świeży już na śniadanie
Dawniej na wsi tak nie bywało:
Bardzo smaczny chleb
W domowych piecach się wypiekało.
Każda gospodyni bardzo się szczyciła,
Gdy swój domowy chleb na stole położyła.
Biały, czarny, razowy, z pieca czy brytfanny,
Każdy miał swój smak niepowtarzalny.
Mamy dużo chleba różnego wyboru,
A w czarnej Afryce dzieci giną z głodu.
Chleb nas błogosławi i łączy, nie dzieli,
Jest potrzebny na co dzień również przy niedzieli,
Więc szanujmy chleb powszedni,
Jak to czynił dawniej lud:
Jasny, biały i ten czarny,
By nam nie zagroził głód.
I wznośmy często ręce do nieba,
Aby nam nigdy nie zabrakło chleba. |
|
|
|
|